niedziela, 9 października 2011

Chatka w górach - dobra rzecz

Jakimi słowami można opisać piękno natury? Moim zdaniem żadnymi. Nie ma takich słów, nie ma takich zdjęć ani filmów, które są w stanie oddać te fantastyczne wrażenia, które odczuwa chyba każdy stojąc na szczycie góry w słoneczny dzień, kiedy niczym niezakłócona widoczność pozwala na wznoszenie ochów i achów zachwytu.

Ile ochów i achów wyszło z moich ust podczas tej wycieczki? Na pewno kilkaset. Wszystko było wspaniałe, poczynając od pogody, a na przytulnej i słodkiej sypialence kończąc. Chatka (z norweskiego "ei hytte"), do której pojechaliśmy należy do rodziny naszego znajomego. Jest to właściwie zespół chatek, które w trakcie sezonu letniego nieprzerwanie tętnią życiem. My trafiliśmy tam pod koniec września. I choć pogoda i temperatura w Trondheim były prawie letnie, to w Vågå, gdzie się udaliśmy, zastały nas -4 stopnie.

Było zimno, ale uroczo. Z okien roztaczał się cudny widok na polodowcową dolinę Finndalen zamieszkałą teraz głównie przez rolników i odwiedzaną przez turystów nie tylko ze względu na urodę, ale również na dobre warunki wspinaczkowe. My próbowaliśmy też wypatrzeć tam łosia, ale żaden nie miał chyba ochoty na dalsze wędrówki, pozostało nam więc przyglądać się życiu codziennemu owiec i krów. Zadziwiające, że potrafią one wspinać się po bardzo wysokich, stromych zboczach w poszukiwaniu świeżej trawy. Głód to jednak najlepszy motywator ;)

Po drugiej stronie doliny swoją bazę wypadową mają myśliwi i fani paralotni. Porywisty wiatr, świetna widoczność i przygotowane na zboczach stanowiska, z których można wystartować kuszą, oj kuszą ;) Nawet mi, której z upływem lat wysokość wydaje się czymś coraz bardziej przerażającym, w przypływie entuzjazmu, tam na górze, zamarzyło się skoczyć i polecieć. Kto wie, może za jakiś czas oszaleję i to zrobię? ;)

I jeszcze jedno. Zanim zobaczyłam te trawiaste norweskie dachy, wydawało mi się, że coś takiego występuje jedynie w bajkach. Pamiętam jeszcze tę o Złotej Rybce, gdzie rybak mieszkał z żoną w lepiance z dachem porośniętym trawą i kwiatami. W bajkach to przecież zupełnie normalne, ale w życiu? Jak? Dlaczego? A sprawa jest prosta - "żywe dachy", jak mówią o nich Norwedzy, są łatwe w utrzymaniu, bo same się regenerują, a więc nie ma mowy o częstych i drogich remontach, poza tym koszt położenia i utrzymania takiego dachu nie jest wysoki, a obecnie kładzie się je również ze względu na podtrzymanie tradycji. Dawniej domy, sklepy czy szkoły kryte były jedynie w ten sposób. Teraz większość dachów w miastach pokrywa zwykła dachówka, jednak na wsiach i w chatkach wypoczynkowych bardzo często można spotkać trawiaste, kwitnące dachy, które latem wyglądają naprawdę imponująco. Ot i cała tajemnica. Przede mną do odkrycia jest jeszcze przynajmniej kilka :)















fot. Baja, Piotrek, Brage